Każdy z nas doświadczył w swoim życiu smutku, pogorszenia nastroju i przygnębienia i niejednokrotnie zapewne przyszło nam używać słowa depresja przy opisie takich właśnie stanów. Być może zdarzyło się nam powiedzieć, że chyba mamy deprechę, wtedy gdy doświadczaliśmy gorszego nastroju, zmęczenia, braku motywacji i ogólnego smutku. Pytanie tylko; czy bylibyśmy w stanie użyć takiego kolokwializmu, jeżeli naprawdę cierpielibyśmy na depresję?
Całkowita utrata radości życia, które staje się przeszkodą, patrzenie na świat w sposób ponury i negatywny, pesymistyczne myślenie o przyszłości, do tego zaburzenia snu, koncentracji, przewlekłe zmęczenie – to wszystko może oznaczać, że cierpimy na depresję. Zanim choroba ta zostanie zdiagnozowana przez psychiatrę, może się ona „kamuflować” w objawach somatycznych: dolegliwości bólowe, złe samopoczucie fizyczne, oraz różnego rodzaju schorzenia, takie choćby jak zaburzenia układu krążenia.
Depresja wpływa znacząco na obniżenie aktywności życiowej, co przekłada się na brak możności normalnego funkcjonowania w życiu prywatnym i zawodowym. Niestety, 20-30 procent chorych, skutecznie realizuje decyzje o samobójstwie.
Można zaryzykować stwierdzenie, że depresja jest chorobą, która „nie lubi” słów. Trudność w szybkim jej rozpoznaniu, może leżeć właśnie w braku umiejętności komunikowania naszego stanu z innymi ludźmi. Podzielenie się obawami o stan naszego zdrowia z osobami nawet nam najbliższymi, wydaje się być niewykonalne. Nie mamy jednak możliwości ukrywania naszego cierpienia w nieskończoność, dlatego w większości przypadków, choć niestety nie w 100 procentach, dochodzi do swojego rodzaju konfrontacji z naszą rodziną, przyjaciółmi lub ze znajomymi. Na podstawie rozmowy, decydujemy się na wizytę u specjalisty.