Jakiś czas temu, na jednym z forów należących do znanej w Irlandii polskiej platformy internetowej, zauważyłem, że ktoś poprosił o polecenie dobrego, polskiego psychoterapety. Zacząłem się zastanawiać jaki jest sposób na oszacowanie, czy psychoterapeuta jest dobry, lepszy albo nawet najlepszy. Prawdopodobnie, można się pokusić o stwierdzenie, że im więcej dobrych na temat terapeuty opinii, tym lepiej to o nim lub o niej świadczy.
No cóż…ja sam jestem counsellorem – psychoterapeutą i prawdopodobnie chciałbym o sobie słyszeć i czytać same dobre opinie. W tzw. branży jestem już od jakiegoś czasu, pracowałem z wieloma klientami i wydawać by się mogło, że powinienem mieć wyrobioną opinię na swój temat.
Dobry ze mnie psychoterapeuta? Powodowany skromnością mógłbym nieśmiało poprosić o tzw. następne pytanie, ale w związku z tym, że moja skromność nie jest tu chyba nikomu potrzebna, odpowiem w ten sposób: Tak, jestem dobrym psychoterapeutą. Stało się, że przy okazji jestem Polakiem i mieszkam w Irlandii.
Dobrym polskim psychoterapeutą w Irlandii jestem. No ale jak to udowodnić?!
Nie mogę przedstawić żadnych statystyk, przykładowych formularzy satysfakcji, nie mogę również opublikować danych moich klientów z prośbą o kontakt z nimi w celu potwierdzenia mojej fachowości.
Oceniam sam siebie dobrze na podstawie moich dotychczasowych doświadczeń w pracy z klientami. Oceniam siebie pozytywnie, ponieważ tak czuję. I może tutaj właśnie, łatwiej nam będzie znaleźć wzajemne zrozumienie. Napiszę więc jeszcze raz: TAK CZUJĘ. …i napiszę więcej…: TAK CZUJĘ TUTAJ I TERAZ.
Wyznacznikiem efektywności mojej pracy jako counsellora – psychoterapeuty jest zbudowanie bardzo dobrej relacji z klientem, opierającej się na wzajemnym zaufaniu, szacunku i poczuciu bezpieczeństwa w wyrażaniu myśli i uczuć.
Podjęcie decyzji o rozpoczęciu terapii nie jest łatwe. Być może mamy jakieś wyobrażenie o tym, jak wygląda sesja terapeutyczna. Któryś z naszych znajomych mógł coś opowiedzieć o własnych doświadczeniach, oglądaliśmy jakiś materiał w TV, albo czytaliśmy książkę lub artykuł z dziedziny psychologii, psychoterapii. Istotnie, dużo sie o tym mówi i sporo na ten temat słyszy. Rozważając rozpoczęcie terapii, staramy się w jakiś sposób wpasować nas samych w obraz powstały na podstawie wszystkich informacji, które do tej pory do nas dotarły. Prawdopodobnie kreujemy w naszej wyobraźni wizerunek samego terapeuty / terapeutki; Siedzi naprzeciwko nas, potakuje ze zrozumieniem, ma bardzo skupione spojrzenie i ogólnie sprawia wrażenie, że czyta w naszych myślach i błyskawicznie jest w stanie ocenić, w jakim położeniu się znajdujemy i co nam dolega. No cóż… kilkuletnie studia z dziedziny counsellingu i psychoterapii zawierają w sobie również szkolenie umiejętności odpowiedniej mowy ciała, a więc; jak powinno się siedzieć naprzeciw klienta, jak właściwie używać gestykulacji, jakich min nie robić, jakich dźwięków nie wydobywać itp., itd. Zaręczam jednak, że jakkolwiek ważne te umiejętności są, to nie one stanowią o efektywności zawodu counsellora – psychoterapeuty. Otóż, w mojej pracy naprawdę ważniejsze jest to, co kryje się pod naszą, często niedopasowaną cielesną powłoką. W jaki sposób mógłbym oczekiwać od moich klientów odwagi w dkrywaniu świata ich własnych uczuć, jeżeli sam nigdy wcześniej nie rozpocząłbym tej wędrówki wgłąb siebie? Czy czułbym się pewnie, używając wobec moich klientów takich określeń jak na przykład empatia, współczucie, akceptacja – jeżeli sam nigdy wcześniej nie starałbym się odszukać znaczenia tych określeń w moim własnym życiu, wobec samego siebie? Czy zmierzałbym we właściwym kierunku, koncentrując się na tym jak odpowiednio dobrać i odegrać rolę terapeuty, aby sprostać ogólnie przyjętym oczekiwaniom? Na ile prawdziwości, autentyczności moglibyśmy liczyć, gdybym zamienił sesję terapeutyczną w godzinną maskaradę?
Przeczytałem bardzo dużo fachowych książek, przyswoiłem wiedzę, trenowałem tzw. skills (w tym aktywne słuchanie), napisałem ogromną ilość akademickich wypracowań. Ciało pedagogiczne oceniło mnie bardzo dobrze. Czy to wszystko pozwala mi na nazwanie siebie dobrym psychoterapeutą? No cóż, odnajduję w tym spory potencjał… Ale teraz zupełnie poważnie;
W swojej pracy jestem autentyczny, jestem prawdziwy, przede wszystkim jako człowiek. To daje mi poczucie spokoju i pewności, że wykonuję swój zawód tak, jak najlepiej potrafię.
Wczoraj wieczorem, po sześciu miesiącach, zakończyłem pracę z kolejnym klientem. Na koniec sesji uścisnął mi dłoń i powiedział: Dziękuję, pomogłeś mi.
Pomogłem mu. TAK CZUJĘ.
b.